Fragment książki Możesz jeść normalnie! Wystarczająco dobra dieta Agaty Lewandowskiej
Na pewno zauważyłaś, że wiele się teraz mówi o akceptacji. Słyszymy, że powinnyśmy akceptować siebie, swoje ciało, a także sytuacje (również niekomfortowe), w jakich się znajdujemy (np. choroba). Czasem stoi to jednak w opozycji to tego, co czujemy, lub do tego, co myślimy o sobie.
Przykład 1
Monika (l. 41) w ciągu ostatnich kilku lat przybrała na wadze 15 kilogramów. Nie jest zadowolona ze swojej obecnej sylwetki
i czuje się nieatrakcyjna. Zawsze podobały jej się wysportowane, szczupłe ciała. W rozmowie z siostrą zasygnalizowała, że zamierza się odchudzać, bo nie może na siebie patrzeć. Siostra zaczęła ją przekonywać, że wcale nie wygląda źle, że wygląd to nie wszystko i że powinna akceptować i polubić siebie taką, jaka jest. Do Moniki przemówiły słowa siostry i bardzo chciała polubić swój obecny wygląd, ale… nie potrafiła. Zaczęła mieć wyrzuty sumienia, że inne kobiety nie przejmują się nadwagą czy cellulitem, a ona jest „taka próżna” i nie umie się zaakceptować.
Przykład 2
Jagna (l. 25) postanowiła wziąć się za siebie i zacząć „zdrowo żyć”. Miała nadwagę, a w ostatnich badaniach wyszło, że ma problemy
z insulinoopornością, tarczycą i hormonami. Wyrzucała sobie, że się zaniedbała i „doprowadziła do takiego stanu”. Przeczytała wszystko, co się dało, o prawidłowym odżywianiu i zaczęła wprowadzać zmiany w życie, naginając się mocno do sztywnych zasad. Była zła na siebie, że miewa chwile słabości. Chciała efektu natychmiast, nie mogła pogodzić się z faktem, że zmiany zajmą trochę czasu. Bała się, że jeśli zaakceptuje to wolne tempo – rozleniwi się i nie zrealizuje celu. W efekcie żyła w ciągłym stresie i napięciu, a całe jej życie kręciło się wokół diety.
Idea akceptacji bywa różnie rozumiana. Niektórzy obawiają się, że blokuje ona zmiany, że jest oznaką słabości lub jest równoznaczna z zadowoleniem ze stanu faktycznego, np. z nadwagi lub złych wyników badań. Tymczasem zaakceptowanie tego, jak jest teraz, pomaga – moim zdaniem – uwolnić umysł:
• od natrętnych myśli o tym, co będzie w przyszłości lub co by było, gdyby było inaczej („jak w końcu schudnę, to wtedy…”);
• od zniechęcenia się i wyrzutów sumienia spowodowanych tym, co już się stało („jak mogłam doprowadzić się do takiego stanu?”).
Chociaż zdania na ten temat są podzielone, uważam, że akceptacja nie wyklucza pragnienia i planowania jakiejś zmiany. Możesz akceptować się nawet wtedy, kiedy nie podoba ci się jakiś element twojego ciała. Akceptujesz wówczas stan faktyczny („teraz wyglądam tak, a nie inaczej”), a nie rozpływasz się w zachwycie nad brzuchem po ciąży czy trądzikiem. Możesz też lubić siebie oraz akceptować swoje ciało – i nadal chcieć schudnąć (dla zdrowia lub dlatego, że podobasz się sobie bardziej w nieco mniejszym rozmiarze). Według mnie to się wcale nie wyklucza. A ty jak sądzisz?
A w sferze zdrowia? Jeśli zaakceptujesz np. swój obecny stan zdrowia i to, z czym się on wiąże, może wreszcie przejdziesz nad tym do porządku dziennego, może przestaniesz ze sobą walczyć i wyrzucać sobie, że „mogłaś zareagować wcześniej”? Może spojrzysz na siebie życzliwszym okiem, wybaczysz sobie decyzje, które doprowadziły do takiej, a nie innej sytuacji, i uwolnisz głowę, tworząc przestrzeń na szukanie rozwiązań i wdrażanie zmian, zamiast ciągle się zadręczać – co przecież nie poprawi sytuacji.
Akceptacja to nie samouwielbienie.
Akceptacja nie zamyka nas na zmiany.
Akceptacja ułatwia życie i zmniejsza ilość przykrych
myśli, które mamy na swój temat.
Skomentuj