Jakiś czas temu pisałam o paradoksie zmiany. Paradoks polega na tym, że aby się zmienić, najpierw trzeba się zaakceptować. Brzmi dziwnie prawda? A to jeszcze nie wszystko! ACT – czyli Terapia Akceptacji i Zaangażowania idzie jeszcze o krok dalej. Akceptacja nie ma być jedynie podłożem na którym rozwinie się zmiana, ale ma ją zastąpić! Zakręciło się w głowie? No myślę. A co myślę? Mhm przelatują mi przez głowę wątpliwości – bo niby jak zaakceptować – picie, samouszkodzenia, przemoc, stany depresyjne? Czy chodzi o to, by poddać się, zaprzestać walki i po prostu dalej żyć tak samo w cierpieniu i dyskomforcie? Absolutnie nie!
Co można zrobić gdy przeciągamy z kimś linię nad przepaścią i druga osoba coraz mocniej ciągnie nas w jej kierunku?
Ciągnąć mocniej!
Wyobraźmy sobie, że ktoś walczy z negatywnymi emocjami na przykład ze smutkiem po stracie ukochanej osoby. Stara się go zagłuszyć (pije, gra w gry, uprawia przypadkowy seks, zatapia się w pracy, ucieka w sen), lub stara się je odrzucić (zamraża emocje, udaje, że ich nie czuje, nakłada maskę). Czy to sprawia, że smutek zniknie? Nie, wciąż będzie obecny i wciąż i wciąż jego „unieszkodliwianie” wymagać będzie wzmożonej energii. Co więcej – takie sposoby „radzenia” sobie z trudnymi emocjami mogą same mogą stać się źródłem problemów i co za tym idzie kolejnych negatywnych emocji. W ten sposób rozkręca się błędna spirala wciąga nas coraz głębiej i głębiej – jak w studnię – w kolejne trudne emocje.
Co można zrobić gdy przeciągamy z kimś linię nad przepaścią i druga osoba coraz mocniej ciągnie nas w jej kierunku?
Puścić linę!
Terapia Akceptacji i Zaangażowania proponuje inne rozwiązanie. Można próbować zaakceptować trudne emocje, nie angażować w nie swojej energii, zaprzestać walki. Nie chodzi jednak o to, by dać się im pochłonąć, przeciwnie. Trudne emocje (wspomnienia, myśli) będą nadal obecne, ale zmierzamy do tego by przestały znajdować się w centrum naszego doświadczenia.
Chyba najlepiej wyrazi to analogia. Kiedy piszę ten artykuł natrętna mucha swoim bzyczeniem raz po raz odwraca moją uwagę. Mogę przestać pisać i zacząć ganiać ją z packą po pokoju (a raczej bardziej pacyfistycznie próbować złapać do słoika i wyrzucić za okno) – co niestety bardzo trudne i energochłonne. Poświęcę na to czas, uwagę oraz emocje (frustracja) – być może nawet zwieńczę tę operację z sukcesem, ale jakim kosztem? No i co jeśli zaraz pojawi się kolejna mucha? Mogę jednak zadziałać inaczej – zaakceptować obecność muchy, a energię włożyć w działanie – pisząc artykuł. To nie tak, że jej bzyczenie nagle mnie zachwyci. To nie tak, że mucha przez to nie zniknie, ale usunę ją z centrum mojej uwagi. Przestanę się angażować w walkę z nią, a zacznę w to, co sprawia mi radość i satysfakcję – pisanie.
W naszym umyśle i emocjach raz po raz mogą pojawiać się takie natrętne muchy – negatywne przekonania, ból fizyczny i emocjonalny, trudne wspomnienia. Możemy z nimi walczyć i zagłuszać – ale możemy też pozwolić im być. Nie zignorować, bo to niemożliwe (spróbujmy przez minutę nie myśleć różowym słoniu;) – udało się? Nie? No właśnie…), lecz zaakceptować ich obecność i działać „pomimo”.
Z pewnością nadal koncepcja ta może budzić wiele mieszanych uczuć i wątpliwości. Wynika to z tego, że psychoterapii ACT nie da się doświadczyć podczas lektury krótkiego artykułu. Dopiero praktyka własna i ćwiczenia samodzielne lub/i z terapeut(k)ą pozwalają nam doświadczyć jego prostoty i siły. Jednocześnie stawia on (moje) terapeutyczne widzenie świata nieco na głowie (jak to nie usuwamy trudnych myśli?, nie dyskutujemy z nimi?, nie modyfikujemy?) jednak głębszym wymiarze jest z nim spójny. Bo przecież to podstawowa zasada zdroworozsądkowa – co można zmieniać warto, a czego nie można zmienić warto pozostawiać za sobą.
Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
„Modlitwa o pogodę ducha” Reinhold Niebuhr – używana przez grupy Anonimowych Alkoholików
Skomentuj