By na wiosnę zadbać nie tylko o nasza kondycję fizyczną, ale też psychiczną proponuję kilka prostych ćwiczeń, którym wystarczy poświęcić kilka minut dziennie, a które –stosowane systematycznie – mogą naprawdę pozytywnie wpłynąć na nasze samopoczucie (sprawdzone!)
Dzienniczek pozytywnych doznań
W sytuacji pogorszenia nastroju nasza uwaga kieruje się i przywiera do tego, co jeszcze go pogarsza. To tak, jakby nasz wewnętrzny radar wyłapywał z rzeczywistości te jej fragmenty, które potwierdzają nasze złe samopoczucie: dziura w chodniku, hałaśliwy remont u sąsiada z bloku, podwyżka rachunku za wodę… Im więcej takich bodźców wyłapujemy, tym czujemy się gorzej i …tak, tak wyłapujemy je jeszcze skuteczniej!
A gdyby tak próbować przerwać odwrócić to błędne koło? To początkowo może nie wydawać się łatwe. Nasza uwaga w złym samopoczuciu zdaje się jak magnes lgnąć do tego, co negatywne. Pomocnym może okazać się Dzienniczek Pozytywnych Doznań, w którym zapisujemy codziennie jedno doznanie, które sprawiło nam radość. To może być coś tak małego, jak dotyk promieni słońca na naszej skórze, smak ulubionej kawy, czy zapach ciepłego pieczywa w piekarni.
Byłoby wspaniale, gdyby stopniowo udało nam się uświadomić, że przyjemne bodźce mogą płynąć ze wszystkich zmysłów. Przyjemności może dostarczyć nam zmysł powonienia, słuchu, dotyku, smaku, wzroku, ale też emocje i myśli.
Codzienny zapis ukierunkowuje naszą uwagę na wydobywaniu z otoczenia tego, co sprawia nam przyjemność, tak zmysłową, estetyczną, relacyjną, jak i intelektualną, czy każdą inną. Stopniowo możemy też zwiększać ilość zapisywanych doznań do 2, 3, 5, 10…(nie ma górnego limitu). W ten sposób nie tylko ukierunkowujemy naszą uwagę na to, co przyjemne, ale też utrwalamy te doznania w pamięci (musimy je zapamiętać, by potem wieczorem spisać na kartkę). W ten sposób zaprzątamy i naszą uwagę, i pamięć w służbie dobrego sampoczucia.
Mój dzienniczek dziś wzbogaci się o doznanie spaceru w parku, który dostarczył mi masy drobnych przyjemności. Dotyk promieni słonecznych na twarzy, melodyjny terkot zięb, intensywna żółć i fiolet świeżo rozkwitłych krokusów, radość z widoku psa goniącego za wiewiórkami (i jeszcze większa wynikająca z tego, że żadnej nie złapał :)), przyjemność płynąca z ciekawej lektury. A wszystko to kilkanaście minut – i do tego całkiem za darmo 🙂
A jakie są Wasze pozytywne doznania? Czy dostrzegacie je w codziennym pośpiechu? Czy udaje się to w piękny wiosenny dzień? A kiedy poprzeczka idzie w górę? Czy jest możliwe, by dostrzec je nawet w drodze do pracy, w poniedziałek, w deszczową aurę, w perspektywie rozmowy z humorzastą szefową? A jeśli to trudne (to niewątpliwie), co mogłoby Wam w tym pomóc? Przyjemności można dostrzegać, ale można też sprawiać, by pojawiły się w naszym życiu, prowokować ich zaistnienie.
O tym jak, już w kolejnej części treningu pozytywnych doznań.
Skomentuj