Wrzesień… Piękny miesiąc, w którym kończy się lato i zaczyna się jesień. Jest jeszcze ciepło, ale nie ma już upałów. Liście powoli zmieniają barwę, robi się kolorowo i…. smutno. Bo oto nadciągnął rok szkolny. Budynki placówek oświaty witają dzieci wesołymi napisami “Witaj szkoło” otoczonymi uśmiechniętymi słoneczkami. Nauczyciele jeszcze wykazują entuzjazm, dyrektor na apelu rozpoczynającym rok szkolny podkreśla wagę edukacji i opowiada o świetlanej przyszłości dzieci, które będą się dobrze uczyły. Jest pięknie, więc dlaczego się nie cieszymy? Szkopuł tkwi m.in. w tym, co to znaczy “dobrze się uczyć”. Czy oznacza to poszerzać swoje horyzonty i zdobywać wiedzę, która okaże się niezbędna w dorosłym życiu? Nie. Oznacza to zdobywanie dobrych ocen, osiągania wysokiej średniej i kończenie kolejnych klas z wyróżnieniem. Wszystko to wygląda pięknie, ale… czemu to ma służyć? Komu tak naprawdę potrzebne są oceny? Żeby odpowiedzieć na to pytanie prześledźmy naszą ścieżkę edukacyjną.
Nauczanie początkowe
Dla ułatwienia nazwijmy bohatera naszej historii Jasiem. Jaś w wieku 7 lat rozpoczyna swoją ścieżkę edukacyjną. 1 września wraz z innymi siedmiolatkami stoi w szeregu na sali gimnastycznej swojej pierwszej szkoły. Jest ubrany w białą koszulkę i spodnie w kantkę, czyli sztywny strój, którego prawdopodobnie nie założyłby z własnej woli. Dyrektor wygłasza piękne i nudne przemówienie, którego Jaś przestał słuchać już po 5 minutach, choć mama w domu podkreślała, że nauczycieli zawsze trzeba słuchać. Jaś jednak za bardzo się stresuje i nie może skupić się na przemówieniu dyrektora, które jest kierowane do wszystkich uczniów szkoły, czyli w gruncie rzeczy do nikogo. Bo oto zaczął się nowy, niepokojący etap życia. Etap, który definitywnie kończy beztroskę, a wiąże się z nakładaniem obowiązków, których wykonanie będzie podlegać ocenie.
Nauczanie początkowe wydaje się niegroźne. Wszak nie mamy jeszcze ocen. Szybko jednak okazuje się, że sprawa nie jest taka prosta. Nie ma wprawdzie cyferek, ale pojawiają się uśmiechy, serduszka i inne znaczki, mające stanowić nagrodę dla najlepszych. Po pewnym czasie zaczynają powstawać rankingi, w których dzieci widzą, kto z nich ma najwięcej uśmiechów/serduszek/koniczynek/wstaw dowolny symbol. A ranking rodzi pytania: dlaczego Jaś ma mniej znaczków od Zosi? Czyżby za mało się starał? Nie pracował wystarczająco dobrze? A co te znaczki dały Zosi? Pochwałę od nauczyciela i dumę rodziców. Zosia jest stawiana za przykład. Jest liderem klasy i w przyszłości osiągnie sukcesy. Jakie? Tego na razie nikt nie wie.
Problem pojawia się także w przypadku oceny opisowej, która na tym etapie zastępuje skalę metryczną. Jest ona kłopotliwa w szczególności dla rodziców. Bo co to znaczy, że syn “opanował materiał w stopniu zadawalającym”? Jaka to by była ocena? 4? 5? Niewiadomo. I ten brak wiedzy zaczyna budzić niepokój, bo rodzic ma poczucie, że nie wie, czy jego dziecko uczy się wystarczająco dobrze. Dla niego informacją zwrotną jest cyfra i to ona świadczy o jakości pracy dziecka.
Klasy IV -VIII
W dalszych klasach podstawówki system staje się klarowniejszy. Jaś ma około 10 lat, więc wyniki jego pracy mogą być oceniane w sposób, można by rzecz, bardziej tradycyjny. Pisze sprawdziany. Za odpowiedzi dostaje punkty, na podstawie których zostaje wystawiona ocena. Rodzice widzą już wyraźnie, w jakim stopniu Jaś opanował materiał, który ktoś kiedyś uznał, że opanować musi, gdyż jest w takim a nie innym wieku. Tutaj warto przypomnieć o tym, co właściwie jest oczywiste. System edukacji i oceniania oparty jest niemal wyłącznie na wieku dzieci. Nie uwzględnia się ich potencjału, sytuacji materialnej itp. Wszystkie 10-latki muszą umieć to samo. Dlaczego? Bo tak.
Jaś zdobywa zatem oceny i liczy średnią na koniec roku. Pojawiają się kolejne rankingi i pytania rodziców “Dlaczego nie możesz mieć takich ocen jak Zosia?” Jaś jest już wrzucony w system oceniania i porównywania się z innymi. Musi wyrecytować formułki z podręcznika na “wystarczającym” poziomie. Przynajmniej takim, żeby nie mieć gorszej oceny od innych. Żeby nikt nie ocenił go jako gorszego.
Pod koniec podstawówki pojawia się jeszcze jedna kwestia: egzaminy końcowe i wybór szkoły średniej. Szkoła średnia również musi być wystarczająco dobra. A jaka to szkoła? Taka, która plasuje się wysoko w rankingu szkół. Bo przecież do tych z ostatnich miejsc idą ci, którzy nic w życiu nie osiągną. Tylko szkoły na wysokich pozycjach zapewnią Jasiowi świetlaną przyszłość. Prawda?
Szkoła średnia
Po pierwszych miesiącach szkoły średniej podstawówka idzie w zapomnienie. Szybko okazuje się, że czerwony pasek i wysokie wyniki egzaminu ósmoklasisty, które stanowią przepustkę do wybranej szkoły, w gruncie rzeczy nie mają większego znaczenia. Oto wbijamy się w kolejny system, nieco różniący się od tego z podstawówki. Bo już w pierwszych dniach nowej szkoły Jaś słyszy o maturze. Matura to najważniejszy egzamin w życiu. Bez matury Jaś nie dostanie się na dobre studia i z pewnością będzie zamiatać ulice. Oceny zaczynają mieć inne znaczenie. Ważne są przede wszystkim przedmioty, z których zdaje się maturę.
Świadectwo maturalne to kolejny wyniki oceniania. Tu nie mamy wprawdzie już skali od 1 do 6, ale system jest w gruncie rzeczy podobny. Jaś otrzymuje wynik procentowy z danego przedmiotu. O czym on świadczy? Że odpowiedział poprawnie na pytanie zawarte w arkuszu. Co z niego wynika? Najprawdopodobniej nic. Bo Jaś szybko zapomni tego, czego uczył się w liceum. Co więcej, ta wiedza zazwyczaj nie jest mu do niczego potrzebna. Ale samo świadectwo maturalne już – niestety – tak. Stanowi ono bowiem przepustkę na studia. Wypadkowa niepotrzebnej wiedzy, szczęścia i oceny egzaminatora ma zatem decydować o tym, czy Jaś dostanie się na wymarzony kierunek studiów. Pytanie, czy Jaś rzeczywiście powinien iść na studia pozostawiam bez odpowiedzi. To temat na osobną dyskusję.
Studia
Oto i one. Studia. Najlepszy okres w życiu. Jaś wreszcie będzie się uczył tego, czego chce. Będzie się rozwijał. Pozna ciekawych ludzi i zdobędzie wiedzę niezbędną do wykonywania wymarzonego zawodu…. Prawda? Nie. W wielu przypadkach pierwsze miesiące studiów okazują się jednym z największych rozczarowań w dotychczasowym życiu młodego człowieka. Bo okazuje się, że Jaś wcale nie będzie uczył się tego, co go interesuje. A jego praca, która miała służyć samorozwojowi znów podlega ocenie. Oceny zaczynają mieć wprawdzie nieco mniejsze znaczenie. Wszak nie od dziś znane jest hasło “Pan da 3”. Niemniej, wiedza, praca Jasia dalej podlega ocenie. W dalszym ciągu powstają rankingi i Jaś wciąż porównuje się i jest porównywany do swoich kolegów.
Oceny, oceny… i co dalej?
Jaś kończy edukacje. Rozsyła CV, chodzi na rozmowy rekrutacyjne. Wreszcie otrzymuje pierwszą stałą pracę. Oceny, wyniki egzaminów, średnia ze studiów i dyplomy nie mają żadnego znaczenia. Wszelkie wyróżnienia, jakie Jaś otrzymał na przestrzeni swojej ścieżki edukacyjnej interesują tylko jego rodziców. Nikt z potencjalnych pracodawców nie zapyta Jasia, jakie miał oceny i na nikim nie robi wrażenia jego dyplom z wyróżnieniem. Wydaje się, że po ocenach nie ma śladu… ale czy na pewno? Jasia nie interesuje już Zosia, która miała wyższą średnią od niego. Za to jego myśli zaprząta Kazek, który zarabia znacznie więcej niż on w tym samym zawodzie. Porównuje się również do Franka, którego szef chwali za wyniki. Nie mamy ocen? Rankingów? Mamy. System oceniania wszedł nam w krew. Rankingi, cyferki i dane, które możemy porównywać są obecne także w dorosłym życiu. Tylko inaczej się nazywają.
Może więc oceny w szkole są potrzebne? Wszak przygotowują nas do życia w społeczeństwie, w którym jesteśmy nieustannie oceniani. Nie do końca. To, co widzimy w dorosłym życiu stanowi w dużej mierze pokłosie systemu szkolnego. To nie szkoła przygotowuje nas do życia w społeczeństwie. Szkoła w pewnej mierze kreuje społeczeństwo i jego system oceniania. Od małego nasza praca podlega ocenie i porównaniu z pracą innych. W dorosłym życiu nie potrafimy z tego zrezygnować. Wyniki w wielu przypadkach okazują się wartością samą w sobie. Nie zastanawiamy się, o czym one świadczą i czemu służy nasza praca.
Oczywiście, historia Jasia stanowi uogólnienie. Nie każde dziecko przechodzi identycznie okres szkolny i nie każde z nich będzie przenosić system oceniania do dorosłego życia. Niemniej, problem tu opisany istnieje i dotyczy przeważającej większości uczniów.
Komu zatem naprawdę potrzebne są oceny? Nikomu. Ale zrozumienie tego wymaga zmiany nie tylko systemu edukacji, ale także naszej mentalności. A na to potrzeba czasu i chęci. Upływ tego pierwszego wyrządza szkodę kolejnym pokoleniom. Tego drugiego mimo toczących się debat o szkolnictwie, wciąż nie widzę.
Skomentuj