Od kilku dni przeglądam na FB profil „Licytacje dla Alexa” – to grupa, która powstała by wesprzeć zbiórkę 9 milionów złotych (tak, 9 milionów!) – kwoty która pozwoli pięciomiesięcznemu Alexowi cierpiącemu na rdzeniowy zanik mięśni przejść ratującą życie terapię genową w USA. Grupa liczy obecnie blisko 50.000 członków i wciąż dołączają do niej kolejne osoby.
Z fascynacją i ciepłem w sercu obserwuję nie tylko wypełniającą się skarbonkę (kiedy piszę te słowa jest w niej już 74% niezbędnej kwoty!), ale przede wszystkim posty ludzi, którzy stworzyli swego rodzaju społeczność. Samo ich czytanie podnosi na duchu i pozwala budować wiarę zarówno w ludzką ofiarność, jak i kreatywność.
Na licytację trafiają książki, obrazy, kosmetyki, ubrania, kwiatki doniczkowe, wypieki, zabawki, jak też konsultacje lekarskie, wycieczki z przewodnikami, korepetycje z fizyki kwantowej, usługi takie jak mycie okien, czy wyprowadzanie psów, cat-sitting (opieka nad kotem). Okazuje się, że pomysłowość (Allexowiczów – gra słów zaczerpnięta z popularnego portalu zakupowego) sięga znacznie dalej! Na aukcji można zakupić m.in. zeszłorocznego bałwanka (miska wody z pływającą w niej marchewką i dwoma węgielkami); telefon od osoby, która obudzi nas rano, lub przypomni (codziennie!), że jesteśmy dobrymi ludźmi; dobrą energię wysyłaną dla nas lub wybranej osoby lub naenergetyzowaną wodę (a la Kaszpirowski); odręcznie napisany list od Świętego Mikołaja; pocztówki wysłane z różnych stron świata, czy kolację przyrządzoną przez lekarza-kucharza (który nie tylko dla nas ugotuje ale i poratuje w razie zadławienia, w wolnej chwili przygrywając na ukulele).
Wiele osób oferuje po prostu (aż?) swój czas i obecność, rozmowę przy kawie, wyjście do kina, wspólny spacer z psem (połączony z pieściuchaniem tegoż),czy możliwość podzielenia się refleksjami dotyczą cieni i blasków studiowania medycyny – okazuje się, że takie oferty spotykają się z dużym odzewem.
Wylicytowane kwoty sięgają niekiedy nawet kilku tysięcy, bo przedmiot/usługa staje się jedynie nośnikiem wartości znacznie wykraczającej poza niego samego. „Alexowicze” sami przebijają swoje własne oferty, mobilizują innych do licytacji, a zakupiwszy przedmiot wystawiają go ponownie, jak też kontaktują z wystawiającymi prosząc np. o stworzenie obrazu o konkretnej tematyce. Mam wrażenie, że stworzony w ten sposób fenomen znacznie rozrósł się poza doraźny cel. To istna giełda pozytywnych emocji!
Można oczywiście zastanawiać się w też nad paroma sprawami. Nad okolicznościami skłaniającymi rodziców chorego dziecka do szukania pomocy w takiej formie, sytuacjami innych dzieci tak samo pilnie potrzebujących pomocy, których prośby nie spotkały się z tak ogromnym odzewem, czy rodzajem motywacji celebrytów, których oferty pojawiają się dopiero teraz. Można, oczywiście. Ale można też po prostu zrobić coś od siebie ot tak bez zastanawiania – być może rezygnując z wydania pieniędzy na przypadkowy zakup, czy udział w przyjęciu, a może nawet nie rezygnując z niczego, tylko tworząc wartość dodaną ze swojego czasu, talentu, pomysłowości. To piękna okazja by przekonać się, że:
„To co mam i czego nie mam. Nawet to, czego nie mam komu dać. Zawsze jest komuś potrzebne”
– Jan Twardowski „Sprawiedliwość”
Czy już odwiedziliście grupę? I jakie są wasze wrażenia? Do stworzenia jakiego rodzaju dobra Was zainspirowała?
Skomentuj