Pod butami chrzęszczą rozdeptywane larwy, w powietrzu unosi się duszący, słodkawy odór – w mieszkaniu dwoje ludzi przeszukuje pamiątki po zmarłym, by ustalić czy istnieją, a raczej istniały jakieś relacje rodzinne, lub przyjacielskie. Zmarłego, którego ciało dwa lata rozkładało się niezauważone w mieszkaniu szwedzkiego bloku.
O samotności można pisać na wiele sposobów. Można też doświadczać jej w wielu odcieniach, stopniach natężenia, ciężarach, fakturach… Samotność starszego człowieka, o wymiarach czterech ścian mieszkania, drogi do i z przychodni, trzech schodków pobliskiego warzywniaka. Samotność świeżo upieczonej matki o zapachu oliwki dla niemowląt, wydzielin fizjologicznych i nagrzanego słońcem wózka. Pracownika biurowego o kolorze mglistego miejskiego poranka, szarości stanowiska pracy, rozbełtanych smugach tłoku ciał w tramwaju.
Samotność może być lekka, ulotna, jak weekendowa tęsknota trzecioklasistki za koleżankami ze szkoły. Może też być stała i niezmienna jak betonowa bryła pokoju Domu Pomocy Społecznej. Bywa widoczna, i łatwo uchwytna – o, tu się zaczęła, z wyjazdem, o, tu się skończyła z powrotem. Bywa zupełnie niedostrzegalna – spacer z psem w słoneczne popołudnie w rozkrzyczanym kolorami i śmiechem dzieci parku.
Film „Szwedzka teoria miłości” w reżyserii Erika Gandini – jako przyczynę epidemii samotności wskazuje indywidualizm, dążenie do osobistego szczęścia, rozluźnianie tradycyjnie pojmowanych więzi rodzinnych, brak poczucia współodpowiedzialności i troski za siebie nawzajem. W odrobinę zaskakujący, i momentami wręcz budzący opór sposób wskazuje alternatywy w postaci więzi łączących mieszkanki i mieszkańców uboższych miejsc świata, czy sektopodobnej organizacji nastawioną na bezpośredni i intensywny kontakt z drugim człowiekiem.
Możemy mieć różny stosunek zarówno do tak postawionej diagnozy jak zaproponowanego w filmie remedium(?), mnie poruszyło i zainteresowało coś innego, a mianowicie pytanie: Czy samotność ma wymiar indywidualny czy ponadindywidualny? Czy jest nam w pewien sposób narzucona, wpisana w system społeczny, technologiczny, polityczny, czy wynika raczej z naszych codziennych decyzji, stworzonego przez nas modelu życia, naszego charakteru? Czy i w jakim stopniu jesteśmy jej twórczyniami i twórcami, czy i w jakim stopniu jej ofiarami?
I czy jest czy też nie jest czymś wstydliwym?
Czy umiemy o niej mówić, nie tylko głosem innych ludzi, ale też własnym.
Czy przechodzi nam przez gardło.
Jestem samotny
Jestem samotna
Skomentuj